Mam na imię Dominika. Jestem studentką 2 roku mikrobiologii i wolontariuszką salezjańskiego wolontariatu misyjnego. Wraz z Zuzią jadę w tym roku na misje na 3 miesiące do Nigerii.
Zwykle, gdy mówię o tym innym, najczęściej pada pytanie, czy się nie boję. Oczywiście, że się boję. Wcale nie pomaga fakt, że byłam już na miesięcznej misji w Gambii. Choć był to wspaniały czas w moim życiu, Nigeria jest zupełnie innym krajem i nie mam pojęcia czego się spodziewać. Drugim pytaniem jest zwykle co będę tam robić. Jadę pracować z dziećmi ulicy, chłopakami od 9 do 25 roku życia, którzy z różnych przyczyn zostali sami, bez dachu nad głową w Lagos, największym mieście Afryki. Trzecim pytaniem jest zwykle „po co”? No właśnie, po co dziewczyna w moim wieku poświęca całe wakacje na wyjazd do niebezpiecznego kraju, pomagać nieznanym, skrzywdzonym przez życie i ludzi nastolatkom, którzy może nawet tej pomocy nie będą chcieli i jej nie docenią?
Powołanie
Z chęci przygody? Może po części, jednak sama wybrałabym co innego niż ogromne, przeludnione, zaśmiecone, 20 milionowe miasto, jakim jest Lagos. Z pragnienia pomocy? Przecież pomagać możemy wszędzie, także w Polsce. Więc dlaczego? Myślę, że na to pytanie jest tylko jedna odpowiedź. Powołanie. W jakimś momencie życia Bóg pokierował mnie w stronę misji. Wskazał, że właśnie tam mnie potrzebuje. Ludzie często patrzą na misjonarzy z podziwem, ale tak naprawdę jesteśmy tacy jak inni. Mam wiele obaw, dużo wad i na pewno nie jestem najlepszą osobą do wypełnienia zadania, jakie mnie czeka w Nigerii, ale czuję, że Bóg jest ze mną, że w jakiś sposób doprowadził mnie do tego miejsca i nie porzuci mnie w dalekiej Afryce.
Wezwanie do misji
Gdy byłam w Gambii, w pierwszym momencie po wyjściu z samolotu, poczułam się jak na innej planecie. Czerwona ziemia, wokół tłum czarnoskórych ludzi, w kolorowych wzorzystych ubraniach. Afrykański żar, zupełnie nowe zapachy i nawet przesiąknięte wilgocią powietrze, które nie miało w sobie nic znajomego. Na zawsze zapamiętam beztroską wioskę Kunkujang Mariama, której choć bardzo biedni, to jednak szczęśliwi mieszkańcy nie liczyli czasu. Często mówi się, że powinno się doceniać to co się ma, jednak tam doświadczyłam tego bardzo mocno. Edukacja, prąd, łóżko, woda w kranie, czy w ogóle łazienka w domu, to rzeczy, których większość mieszkańców Gambii nie doświadcza. Jednak wciąż umieją cieszyć się z tego co mają. Kolejną rzeczą jaka mnie zaskoczyła, była bardzo głęboka wiara u tych prostych ludzi. Wiara i ufność Bogu, którą zachowywali w każdej sytuacji, w życiowych tragediach, biedzie, chorobie.
Gambia i Nigeria są jednymi z wielu krajów, do których jeździmy z pomocą. Nasz salezjański wolontariat misyjny jest organizacją świecką i otwartą na wszystkich nowych wolontariuszy. Wiele osób przychodzi pełnych entuzjazmu, ale często po krótkim czasie się wypalają. Wcale nie zostają ci najlepsi, czy najbardziej zaangażowani, ale ci z najgłębszą motywacją, na tyle głęboką, że pozwala im przetrwać różne kryzysy i wątpliwości.
Jeśli czujecie w sobie pragnienie wyjazdu na misje, zapraszamy wszystkich chętnych do naszego wolontariatu. Więcej informacji o tym jak dołączyć, jak i o samym wolontariacie znajdziecie na stronie: www.wroclaw-swm.pl