Był ciepły, Afrykański wieczór, pod koniec naszej misji, a ja siedziałam z trójką młodych nigeryjczyków w barze. Jedliśmy shawamę, coś przypominającego kebaba, z tym że z parówką w środku i olbrzymią ilością chili, jak wszystkie dania w Nigerii. Padło pytanie, jaka była najbardziej szalona rzecz, jaką zrobiłam w życiu i bez chwili zastanowienia odparłam, że wyjazd do Nigerii. Wszyscy zaczęli się śmiać, uznając to za świetny żart i tego wieczoru zostałam uznana za najzabawniejszą osobę, choć starałam się im wytłumaczyć, że mówię całkowicie poważnie.
Jean Francis, nawet przez chwilę rozważała, że to może być prawda i próbowała zrozumieć, ale pozostała dwójka zagłuszała ją śmiechem. W końcu jednak ich wesołość udzieliła się i mnie. Dla nich wszystko w Nigerii było całkowicie normalne. To był ich świat i nie znali innego. Świat, który jednak wciąż nie przestawał mnie zadziwiać, choć stałam się teraz jego częścią.
Mówi się, że w Europie mamy zegarki, a w Afryce mają czas… To stwierdzenie podczas naszej misji okazywało się wielokrotnie prawdziwe. Nigeryjczycy mieli czas, gdy na spotkanie czekało się 2 godziny, zanim wszyscy się zgromadzili. Mieli czas, gdy niedzielna Msza Święta przedłużała się do trzech godzin, gdy uwielbianiu Boga przez śpiew i taniec nie było końca. Mieli czas, by siedzieć godzinę przy stole po każdym posiłku, rozmawiając. My też miałyśmy czas. Trzy miesiące studenckich wakacji w poprzednim roku, które zdecydowałyśmy się z Zuzią poświęcić tym ludziom, wyjeżdżając na misję. Czas którego na codzień wiecznie mi brakuje, ale który ofiarowany drugiemu człowiekowi, nigdy nie jest stracony.
To co było w tej misji najpiękniejsze, to właśnie czas, który mogłyśmy spędzić z tymi ludźmi. Z dziećmi ulicy, niechcianymi i odrzuconymi, które w tak młodym wieku zaznały bezdomności, które spały i żyły na ulicach. Z nastolatkami dorastającymi bez rodziców, wychowywanymi przez ulicę, z których tak wiele wkraczało na ścieżkę przestępczą i popadało w uzależnienia. Dzieliłyśmy z nimi wiele momentów. Byłam przy Mojeedzie, 15-latku, gdy stracił swojego tatę, który długo chorował, nie mogąc zająć się synem i do którego chłopak miał nadzieję wrócić. Przytulałam go, gdy płakał, nie mogąc zrobić nic więcej, ponad to by być… Byłam przy Preciousie, mieszkającym na moście, odkąd został postrzelony w nogę i odrzucony przez własną rodzinę. Nie mógł normalnie chodzić, więc zawsze siedział w tym samym miejscu. Odwiedzaliśmy go często, a on rozpromieniał się na nasz widok. Siadałam przy nim na brudnej ulicy, po której przechodziło dziennie tysiące ludzi, rozmawialiśmy, śmialiśmy się, byliśmy przy nim. Byłam przy Dustinie, 9-latku żyjącym na ulicy, którego historii nigdy nie poznałam, gdyż nie znał angielskiego. Mówił tylko w języku yoruba, co nie przeszkadzało mu przybiegać się do mnie przytulić, gdy tylko mnie widział i potakiwać z powagą głową, gdy coś mówiłam. Dustin sprawiał wrażenie, jakby nie zdawał sobie do końca sprawy, gdzie się znajduje. Stale szukał bliskości, również u innych chłopaków ulicy, którzy często go odrzucali i odpychali. Ale chłopak się nie przejmował. Wstawał, otrzepywał się i szukał dalej. Kogoś do kogo będzie się można przytulić. Kto go nie odtrąci.
Dzieliłam z nimi też dobre momenty. Byłam z Elijah (czyt.: Elajdżą), w dniu w którym po całym życiu spędzonym na ulicy został adoptowany, w wieku 17 lat! Nigdy nie zapomnę naszej rozmowy, gdy zwierzał mi się pełen niepokoju, ostatniego wieczoru przed trafieniem do nowego domu, ani radości w jego oczach gdy połączył się ze mną na video rozmowie po paru dniach spędzonych w nowej rodzinie. Byłam pierwszego dnia w nowej szkole z trójką chłopców z ulicy gdy poprosili mnie, bym im towarzyszyła. Pamiętam ich dumę, mieszającą się z ciekawością i niepokojem, a także moją ogromną dumę z nich. Pamiętam dumę, gdy jeden z chłopaków ulicy znalazł pracę… Chłopak, który parę tygodni wcześniej wyznał mi, że nie wie co robić, że się boi, że tęskni za rodziną i nie ma już żadnej nadziei… A jednak tą nadzieję znalazł i tchnął nadzieję także we mnie. Byłam z nimi w najzwyklejszych dniach, gdy graliśmy w piłkę nożną, zapominając o wszystkich problemach i niesprawiedliwości tego świata, gdy cieszyłam się jak dziecko, gdy strzeliliśmy gola. Gdy biegałam na boso w pełnym słońcu, z 12-latkami żyjącymi na ulicy za dziurawą piłką, próbując strzelić między bramkę z klapków i czułam się najszczęśliwsza na świecie…
Nie był to łatwy czas, ale dał mi niesamowicie dużo, choć czuję że po tych trzech miesiącach jeszcze mniej wiem o świecie i rozumiem niż do tej pory. Doświadczyłam tam wszystkiego, smutku i radości. Nienawiści i miłości. Strachu i odwagi. Bezsilności i nadziei. Tęsknoty za domem i Polską, ale i poczucia, że duża część mojego serca zostanie na zawsze na nigeryjskich ulicach, z tymi których tam poznałam i pokochałam całym sercem.
Dlatego postanowiłam tam wrócić. Tym razem na rok. Bo jeśli coś zrozumiałam po tej misji, to to, że jedyne co się liczy w tym świecie to wiara i miłość. To czas spędzony z drugim człowiekiem i miłość, której wciąż brakuje, której wciąż dajemy sobie za mało. Więc wracam. Do moich kochanych chłopców, którzy zbyt mało doświadczyli w życiu miłości, a zbyt dużo traum, przemocy i odrzucenia. Wracam by z nimi być. By dzielić z nimi łzy i trudne momenty. By być dla nich wsparciem i pokazać im, że są wartościowi. By cieszyć się znów jak dziecko, grając z nimi w piłkę. By przytulać ich przed pójściem spać i żegnać słowami: “ó dàárọ̀”, co znaczy “do rana”. Język yoruba jest bardzo poetycki. Zamiast zwykłego życzenia “dobrej nocy”, w tych słowach kryła się jakaś obietnica. Nadzieja. Że jutro też będzie dzień. Że jeśli Bóg da, ta noc nie będzie naszą ostatnią. Że rano znów się spotkamy i może kolejny dzień uczynimy lepszym… Nadzieja, którą dzieci z ulicy zawsze miały w sobie.
Bardzo dziękuję za wsparcie naszej misji w poprzednim roku. Za Wasze zaufanie, wiarę w nas, modlitwę. Za Waszą pomoc. Jeśli chcielibyście wesprzeć także moją tegoroczną misję, 21.07 odbędzie się zbiórka w Waszej parafii na ten cel. Zapraszam także na facebooka: „Misja: Nigeria”, gdzie można dowiedzieć się więcej o naszej misji i wesprzeć nas przez zrzutkę.