„Żaden człowiek nie jest wyspą / Całkowicie odrębną; / Każdy jest częścią kontynentu, / Odrobiną z całości”. Tak pisał siedemnastowieczny angielski poeta, John Donne, ubierając w słowa prawdę powszechną i odwieczną.

„Parafia to – jak podaje Wikipedia – podstawowa jednostka organizacyjna Kościoła katolickiego”. To jest definicja z punktu widzenia administracji. Katechizm Kościoła Katolickiego idzie dalej i tłumaczy, że parafia „jest miejscem, gdzie wszyscy wierni mogą się zgromadzić na niedzielną celebrację Eucharystii. Parafia wprowadza lud chrześcijański do uczestniczenia w życiu liturgicznym i gromadzi go podczas tej celebracji; głosi zbawczą naukę Chrystusa; praktykuje miłość Pana w dobrych i braterskich uczynkach”.

Dalej, w tym samym punkcie 2179, Katechizm przytacza piękne słowa św. Jana Chryzostoma, który tłumaczy cel i sens takiego parafialnego zgromadzenia liturgicznego: „Nie możesz modlić się w domu tak jak w kościele, gdzie jest wielka rzesza i gdzie wołanie do Boga unosi się z jednego serca. Jest w tym jeszcze coś więcej: zjednoczenie umysłów, zgodność dusz, więź miłości, modlitwy kapłanów”. Centrum życia parafii jest bez wątpienia Eucharystia, która gromadzi wiernych nie tylko po to, by stanąć przed Panem Bogiem, ale by zrobić to w jedności jako wspólnota osób.

Jedność tę zaczęłam praktycznie odkrywać, wsłuchując się w tekst modlitw wypowiadanych podczas Mszy św. Przecież w akcie pokuty, w tak zwanej „spowiedzi powszechnej”, mówimy: „Przeto błagam Najświętszą Maryję, zawsze Dziewicę, wszystkich Aniołów i Świętych, i was, bracia i siostry, o modlitwę za mnie do Pana Boga naszego”. Oto wszyscy obecni usilnie proszą mnie o modlitwę w ich intencji, a ja tę prośbę tydzień po tygodniu konsekwentnie ignoruję. To właśnie był punkt zwrotny, taki moment, w którym zaczęłam zdawać sobie sprawę, że mój udział w Mszy św. to nie tylko moje indywidualne trwanie przed Panem Bogiem, ale modlitwa, która rozchodzi się w każdą stronę, ogarnia każdego z obecnych i splata się z ich intencjami i modlitwami. Przecież to nie przypadek, że zamiast Ojcze mój, daj mi, odpuść mi… mówimy: Ojcze nasz, daj nam, odpuść nam…

Wspólnota ta oczywiście nie rozwiązuje się wraz z zakończeniem nabożeństwa. Ojciec Łukasz Krauze, którego homilii mieliśmy okazję wysłuchać we wrześniu podczas tegorocznego odpustu parafialnego, tłumaczy w jednym ze swoich wykładów etymologię słowa „parafia”. Wywodzi się ono od greckiego słowa „paroichia”, co oznacza „sąsiedztwo”, można by więc zatem pójść nieco dalej i parafian określić jako sąsiadów. A o dobre sąsiedztwo warto dbać. Przecież jest to środowisko, w którym żyjemy i chcemy się czuć komfortowo. Warto znać swoich sąsiadów, nie być dla siebie anonimowymi, dobrze jest okazywać w miarę możliwości życzliwość i pomoc innym, ale też otrzymywać wsparcie, kiedy sami zmagamy się z problemami.

W parafii funkcjonują różne wspólnoty, w których wiele osób odnalazło swoje miejsce. Wspólnoty te albo realizują cele związane z pomocą potrzebującym, albo rozwijają określony rodzaj pobożności wśród swoich członków. Ważne jest jednak, by się we wspólnotach nie zamknąć. Parafia jest – moim zdaniem – nadrzędną formą wspólnoty, ponieważ na tej płaszczyźnie mamy szansę spotkać każdego „sąsiada” bez względu na wiek, zainteresowania, sytuację życiową, rodzaj duchowości, jaki jest mu bliski, bez względu na to, czy jest gorliwym katolikiem, czy człowiekiem poszukującym. Każdy ma swoje miejsce i każdy jest mile widziany. Tutaj – poza Ojcami w oczywisty sposób sprawującymi opiekę duszpasterską – nie potrzeba liderów, animatorów, specjalistów od formacji.

Wspólnota parafialna to przestrzeń, gdzie człowiek spotyka się z człowiekiem. By wypić razem herbatę, pożartować, opowiedzieć o swoich troskach, pochwalić sukcesami wnuków, porozmawiać o sprawach błahych albo podzielić się czymś, co jest dla nas istotne. Temu służą różnego rodzaju spotkania i inicjatywy parafialne, takie jak: festyn, kawiarenka w sali św. Eugeniusza, wspólne kolędowanie, pielgrzymki, koncerty, spotkania z kulturą ojczystą, spływ kajakowy. Sporo jest propozycji, a miejmy nadzieję, że z każdym rokiem będzie ich coraz więcej. Dobrze jest z nich korzystać, czuć się zaproszonym, pokonać w sobie lęk, nieśmiałość czy obojętność. A może samemu wyjść z jakąś propozycją? Mamy przecież różne zainteresowania, różne talenty. Może ktoś posiada umiejętności, którymi chciałby się podzielić z innymi?

W parafialnej wspólnocie jest dużo okazji do tego, by uczyć się otwartości na drugiego człowieka, uważności, miłości bliźniego, budowania relacji. By dostrzec i zachwycić się pięknem drugiego człowieka, by z radością przyjmować to, co ofiarowują nam inni, i uczyć się dzielić tym, co ja mogę zaoferować. Nie jest tajemnicą, że – jak to ujął św. Jan od Krzyża – „Pod wieczór życia będą cię sądzić z miłości”, a miłości uczymy się przez całe życie i to właśnie w relacji z innymi ludźmi. Przestrzeń wspólnoty parafialnej to świetne pole do trenowania.

autor: Anna Clancy