Jesteśmy małżeństwem, które świętuje 30. rocznicę ślubu, wdzięczni Bogu za wspólne życie, trójkę pełnoletnich dzieci, dorastającą córkę w liceum…
Kiedy przed 30 laty poprosiliśmy naszego duszpasterza, opiekuna salezjańskiej wspólnoty studenckiej, aby pobłogosławił nasze małżeństwo, on, roztropny kapłan, podarował nam w ramach przygotowania lekturę książki – świadectwo życia małżonków z… trzydziestoletnim stażem, którzy podejmują przed Bogiem głęboką refleksję nad wspólnym życiem, rozeznając je w kluczu „gdybyśmy zaczynali od nowa…”.
Któż jak Bóg
Nasze życie jest zwyczajne, ale „każdy dzień jest zwycięstwem, jeśli w ręce Pana swego oddamy go” – ten fragment pieśni towarzyszy nam w tle od początku pisania tego artykułu o naszej rodzinie. Jest on swego rodzaju wyznacznikiem i odniesieniem do codziennego życia rodziny, którą stanowimy.
Z głębokim przekonaniem i odczuwaniem wyznajemy, że tylko Bóg w centrum naszej codzienności może być siłą, nadzieją i drogą wzajemnej miłości. Bo małżeństwo to dla nas wspólnota sacrum. Tak staramy się żyć, tak wyznaczać nowe drogi, cele i pragnienia, tak pokonywać trudności i próby życia. Doświadczyliśmy tego wielokrotnie dzięki wspólnocie Kościoła, dzięki wartościom, jakie niesie małżeństwo sakramentalne, wspólna prosta modlitwa małżonków, a potem rodziców z dziećmi – w nas samych nic i nikt, tak jak Bóg! Bo i któż inny mógłby nadawać sens naszym już trzem dekadom w drodze od dnia ślubu do obecnej chwili? Któż inny dałby nam tyle nadziei, miłości i wzmacniał naszą kruchą wiarę? Któż jak Bóg? Nie jesteśmy wyjątkowi, niezwykli, wybitnie silni czy o rzadkich przymiotach, wręcz przeciwnie – staramy się, czasem bez powodzenia, codziennością naszego małżeństwa walczyć o rodzinę, aby była domem, gdzie się w radości, ale i w trudzie „do Boga ucieka”. Czasem robimy to bardzo nieudolnie, bardzo często słabości biorą górę, często emocje sięgają zenitu, czasem się ledwo żyje… Ale głęboko wierzymy, że Bóg, powołując i błogosławiąc naszą drogę, dał nam największy dar – dar Miłości, która ma być naszą wspólną drogą do świętości. To swoiste sacrum jest naszym odniesieniem, wspólnym fundamentem, który umacnia i jednoczy, zwłaszcza w momentach trudnych, wystawiających na próbę. Zwłaszcza wtedy, kiedy najtrudniej powiedzieć: „Niech się dzieje wola Twoja”.
Wdzięczni za dzieci
Naszą radością i dumą, jak w każdej rodzinie, są dzieci. Zawsze z wdzięcznością i otwartością przyjmowane w darze życia, zawsze oczekiwane, nawet w momentach niezrozumienia przez znajomych, a nawet bliskich nam ludzi. Cieszymy się tym bardziej z daru bycia rodzicami, mimo naszych rozlicznych, chyba wszystkich możliwych popełnionych rodzicielskich błędów i nie mniej licznych wychowawczych niedoskonałości, dlatego jeszcze mocniej, z zawierzeniem i zaufaniem, nasze dzieci polecane są każdego dnia Bogu i Matce Przenajświętszej.
Dzisiaj jesteśmy szczęśliwi, że dzieci wchodzące już w dorosłość wybierają i trwają we wspólnocie Kościoła, mają odwagę i siłę składać świadectwo wiary w szkole, na uczelni czy w pracy, w gronie znajomych, że z wiarą podejmują wybory osobiste i zawodowe. Cieszymy się, że wzrastali we wspólnotach naszej parafii, chcieli być aktywni we wspólnotach akademickich. To ich decyzja, ich odważna odpowiedź na świat pełen pociągających propozycji i „atrakcji życia” w tzw. „wolności i na luzie”, bez zobowiązań i odpowiedzialności. Często płacą za to zerwanymi relacjami czy niezrozumieniem wśród rówieśników – bo dzisiaj wartości zmieniają się szybko i dynamicznie. Wszyscy widzimy, jakie wyzwania stoją przed młodymi wierzącymi ludźmi, kiedy świadectwo wiary w Chrystusa wzywa coraz mocniej do wierności i do codziennego wybierania Go na nowo.
Dwoje z naszych dzieci założyło właśnie rodziny; są na początku małżeńskiej drogi, nie wybrali „drogi na skróty”, czyli mieszkania razem bez zobowiązań. A my z wielką radością w dniach ich zaślubin przyjęliśmy do naszej rodziny kolejne dzieci…
Obrona miłości
My również jako małżonkowie i rodzice chcemy wierzyć, że w naszych wyborach będziemy zawsze chcieli nieść wspólne powołanie i wezwanie do miłości, tym bardziej kiedy o prawdziwe relacje i życie w jedności trzeba zawalczyć każdą chwilą, każdym słowem czy wręcz każdym gestem. Ale jaką bylibyśmy rodziną bez tych wyzwań? Bez dążenia do prostego, codziennego świadectwa wiary i życia miłością na co dzień, bez wiary żywej w naszym życiu? Pewnie według dzisiejszych oczekiwań świata „wolną”, „otwartą” czy „wyzwoloną”… Tylko od czego? My doświadczaliśmy i utwierdzamy się każdego dnia w słuszności jedynej prawdy, że: „Jeżeli Pan domu nie zbuduje… na próżno trudzą się ci, którzy go wznoszą” (Ps 127).
Dlatego wobec wielu osobistych ograniczeń i słabości, tym bardziej świadomie podejmujemy postawę obrony naszej miłości przed własnym egoizmem czy codziennymi błędnymi decyzjami i wyborami. Przez tyle lat wspólnej drogi przekonaliśmy się, również na bolesnych błędach, że tylko budowanie na miłości i wzajemnym nieustannym przebaczeniu ma sens. Dlatego na ścianie w centrum naszego domu wisi duży Krzyż naszego Zbawiciela i obraz Maryi, naszej Matki w Jasnogórskim Obliczu. Chcemy w ten sposób trwać w naszym domu, być zawsze wspólnie z Umiłowanym i Jego Umiłowaną – Kościołem, oraz z Jego Matką Maryją.
Dlatego podjęliśmy przed laty i odnajdujemy od dwudziestu czterech lat drogę do jedności małżeńskiej we Wspólnocie Rodzin „Umiłowany i umiłowana”. To tutaj, we wspólnocie, większość naszego małżeńskiego i rodzicielskiego życia się kształtowała i kształtuje nadal, rozwijała się i nadal buduje do wzajemnej jedności i współtowarzyszenia sobie w drodze i celu życia małżonków – drodze do świętości i radości nieba.