Religijność i duchowość. Modne praktyki duchowości, takie jak medytacje czy joga, ukazują tęsknotę ludzi za prawdą i sensem życia, często poza Kościołem. Chrześcijańska duchowość odróżnia się od nich, prowadząc do głębokiej relacji z Bogiem i drugim człowiekiem, a nie tylko do osobistego dobrostanu.
Duchowość i religijność: dwie drogi rozwoju
Można tak praktykować religijność, że uniemożliwia to rozwój duchowy albo rodzi niezdrową duchowość. Są też formy duchowości oderwane od tradycyjnej religijności, modne dziś treningi uważności, medytacje nawiązujące do wschodnich wierzeń, joga itp. Popularność takich praktyk dowodzi, że ludzie chcą czegoś więcej niż tylko zaspokojenia potrzeb konsumenckich. Poszukują jakiejś prawdy, poczucia sensu. Z różnych powodów omijają Kościół, który kojarzy im się tylko z bezduszną religijnością, nie znajdują w Kościele miejsca dla siebie.
Czym duchowość chrześcijańska różni się od modnych dziś form duchowości? Zasadniczo tym, że prowadzi do spotkania z Bogiem i drugim człowiekiem. To znaczy jej celem nie jest tylko osobisty dobrostan.
Niebezpieczeństwa niezdrowej religijności
Religijność może inicjować duchowość, może ją wyrażać. Ale może ją zablokować, uniemożliwić rozwój. Ksiądz Krzysztof Grzywocz pisze o takich sytuacjach w książce „Patologia duchowości”. Taka niezdrowa religijność ma często motywację zewnętrzną, przyświecają jej cele użytkowe: ma pocieszać, podtrzymywać więzi społeczne („idę na mszę, żeby babcia nie była na mnie zła”), chronić przed karą, służyć podbudowaniu dobrego samopoczucia („jestem lepszy od tych grzeszników, co do kościoła nie chodzą”).
Bóg jako przyjaciel, nie władca
Dla ks. Grzywocza zdrowa duchowość chrześcijańska to taka, która osadzona jest na słowach Jezusa: „Nie nazywam was już sługami, ale przyjaciółmi” (J 15,15). Bóg nas nie zniewala, ale wychowuje do wolności i odpowiedzialności za własne wybory.
Religijność oparta na lęku powoduje, że człowiek boi się samodzielnych decyzji. Szuka oparcia w grupie, drugim człowieku, który mówi mu, co ma myśleć, jak postępować. Zrzuca odpowiedzialność z siebie, nie ufa sobie. Boi się pomyłki, błędu, za które może ponieść karę.
Duchowość chrześcijańska bazuje na przykazaniu miłości: do Boga, bliźniego i do samego siebie. Spotkanie z Bogiem dokonuje się poprzez ludzkie relacje, to w nich Bóg się objawia. Nie można też pomijać troski o samego siebie. Papież Franciszek napisał w Amoris laetitia: „Nie ma gorszego człowieka na świecie (niż ten), który jest skąpy dla siebie samego”. Jeśli sam jesteś dla siebie surowy, okrutny, to takim samym będzie wydawał ci się Bóg.
Jako pierwszą przyczynę zaburzeń religijności wymienia ks. Grzywocz błędy edukacyjne. Kiedy nasza wiedza religijna pozostaje na niskim poziomie, w głowie mamy tylko nakazy i zakazy. I do tego kilka formułek wyuczonych na pamięć, bez zrozumienia.
To jest też często przyczyną, dla której ludzie odchodzą od wiary, od Kościoła. Dodatkowo dochodzi do tego fałszywe myślenie o Bogu, nadajemy mu cechy ludzkie, według własnych wyobrażeń, życiowych doświadczeń. Mamy obraz Boga surowo karzącego za każde niedociągnięcie, każdy błąd. Żeby zasłużyć na Jego uznanie musimy bardzo szczegółowo przestrzegać wszystkich zasad, to nam daje jakieś pozorne poczucie bezpieczeństwa. Nie szukamy głębszego sensu w tych „przepisach”. A przecież czasami trzeba „uzdrowić w szabat”, kiedy norma niszczy relację, staje w opozycji wobec miłości.
Pułapki duchowego aktywizmu i fałszywej pokory
Zasługiwanie na Bożą miłość może skierować człowieka na drogę aktywizmu. Nawet modlitwa może stać się zadaniowa: im więcej, im dłużej, im głośniej, tym lepiej. A dla dobrej relacji wystarczy czasem tylko być razem. Bóg nie rozlicza nas z tego, ile zrobiliśmy, na ile jesteśmy przydatni. Możemy sobie pozwolić na komfort bycia niepotrzebnymi.
Kolejną pułapką religijności jest fałszywa pokora, porównywanie się z innymi i poniżanie siebie. Wydaje nam się, że troska o siebie to egoizm, pycha.
„Pokorne poznanie siebie pewniej prowadzi do Boga niż głębokie roztrząsania naukowe” (Tomasz à Kempis, O nauce prawdy, II, 4). Papież Franciszek w Amoris laetitia pisze, że wszyscy jesteśmy mieszaniną światła i cienia, pokora uczy nas tak patrzeć na siebie. Znamy swoją wartość, ale znamy też swoje słabe punkty, potrafimy sobie wybaczyć. Porażki nie niszczą nas, a uczą. Możemy spokojnie przyjąć słuszną krytykę, wyciągamy wnioski i idziemy do przodu.
Ks. Grzywocz pisze też o magicznym pojmowaniu wiary, szukaniu cudowności. Modlitwa przypomina wtedy trochę bajkowe rzucanie zaklęć, jakby miała wymusić na Bogu jakieś działanie. Kiedy przychodzi rozczarowanie, bo modlitwa czy jakaś inna „łapówka” okazuje się nieskuteczna, mamy gotowe szeregi ludzi obrażonych na Boga. Trąci to infantylizmem: podobnie zachowują się dzieci, kiedy nie dostają upragnionego lizaka. Dziecięctwo cechuje się ufnością i świadomością, że Bóg jest wolny, podobnie i drugi człowiek jest wolny, nie musi spełniać naszych życzeń.
Mamy jeszcze religijność fanatyczną. Nie ma w niej miejsca na nieposłuszeństwo, odmienne zdanie, poglądy. Osoba o takiej religijności reaguje agresją, kiedy ktoś wypowiada inne opinie. Jest inteligentna, potrafi dobrze posługiwać się argumentami, cytuje Pismo Święte, wypowiedzi autorytetów. Nie jest gotowa na zdrową dyskusję, bo nie chce zrozumieć drugiej strony, uważa, że musi przekonać ją do swoich racji. Widzi wszystko i wszystkich w czarno-białych kolorach. Kto nie jest z nami, ten jest przeciwko nam. Mamy tu często osoby narcystyczne, przypisujące sobie nadprzyrodzone, wyjątkowe dary.
Nie znoszą one krytyki. Reagują na nią agresywnie, bo wbrew pozorom są zalęknione. Boją się utraty wizerunku, okazania słabości, wahania. Boją się przegranej.
Takie osoby lubią mieć wokół siebie wianuszek lojalnych osób, zawsze gotowych pochwalić, przyklasnąć. Osób, które boją się wolności i odpowiedzialności, więc chętnie zrzucą to brzemię na ramiona lidera.
Prostota i autentyczność zdrowej duchowości
Wbrew temu, co by się mogło wydawać, zdrowa duchowość stoi mocno na ziemi. Nie szuka cudowności, szczególnych przeżyć. Jest prostym byciem z Bogiem, z drugim człowiekiem. Nie zwalnia nikogo z cierpienia, nie boi się samodzielności, nie uwiesza się na drugim człowieku. Nie mami prostymi odpowiedziami. Nie jest impulsem, ale procesem, który wiedzie przez kryzysy, wahania i zwątpienia.
Janusz Korczak stwierdził, że wychowanie nie dokonuje się przez moralizowanie, pouczanie. Jest raczej podglądaniem przez dziurkę od klucza. I myślę, że podobnie ma się z niesieniem innym Dobrej Nowiny. Przez tę dziurkę widać nasze światła i cienie. Na nic zdadzą się nasze zewnętrzne oznaki religijności, piękne świadectwa i deklaracje, jeśli stoi to w sprzeczności z prawdą życia codziennego.
Osobiście przez taką dziurkę od klucza podglądałam moją ciocię. Dożyła 98 lat, była samotna, nie założyła rodziny. Ale pomagała w opiece nad dziećmi, wnukami i prawnukami mojego dziadka. Pracowała jako pielęgniarka i dostawała potem skromniutką emeryturę. Mimo to wspomagała jeszcze tych, co byli w potrzebie. Można powiedzieć, że nic nie osiągnęła: nie miała rodziny, własnych dzieci, ani majątku, żadnych wybitnych osiągnięć, nie zrobiła kariery.
Nigdy nie usłyszałam z jej ust narzekania. Nawet wtedy, kiedy już sama potrzebowała pomocy. Nigdy nie zwątpiła w sens swego życia. Bo życie miało dla niej sens samo w sobie, jakkolwiek ciężkie by ono nie było. Jej religijność była prosta i naturalna.
Kiedy byłam u niej ostatni raz, tuż przed jej odejściem, wydawała się już nieobecna. Powiedziała mi tylko: „Maja, ten pan ciągle mówi do mnie: dziecko, chodź do mnie, chodź do mnie. A przecież ja nie jestem żadne dziecko…”.
Dbajmy o naszą wiarę. Bez mądrej troski łatwo ten cenny dar stracić, zepsuć. Wiara to przede wszystkim relacja, a ta wymaga czasu, obecności, słuchania. Kościół ma wielkie bogactwo duchowe. Sakramenty, Pismo Święte, świadectwa świętych. Jest wiele wspólnot, mamy do dyspozycji bardzo dużo literatury, nawet Internet służy pomocą, można znaleźć propozycje bardzo ciekawych rekolekcji. Trzeba nam tylko czasem powstać z tej kanapy komfortu, przyzwyczajenia i ruszyć w drogę.
Autor: Majka Berkowska