Wspaniała przygoda

22 kwietnia minęło 17 lat od zawarcia przez nas sakramentu małżeństwa. We Wspólnocie „Umiłowany i Umiłowana” jesteśmy cztery lata. Mamy dwójkę wspaniałych dzieci: Celinkę lat 16 i Olka 13 lat. Poznaliśmy się z Szymonem w 2003 roku. Nasze spotkanie na pewno było planem Pana Boga.

Dwa różne światy
Pochodzimy oboje z trochę różnych „światów”: ja urodzona w ZSRR na Litwie, gdzie o Bogu i religii w szkole nie można było marzyć i głośno mówić. W domu rodzinnym żyliśmy wiarą przekazywaną przez dziadków, którzy nie tyle ją głosili, co nią żyli. Dzięki uporowi moich babć przyjęłam chrzest święty (potajemnie na plebanii), potem przygotowywały mnie do Pierwszej Komunii Świętej. Zadbały o wyprawkę: zrobiły samodzielnie różaniec ze starych innych różańców, pod Ostrą Bramą nabyły świecę i szkaplerz, a książeczkę do nabożeństwa odziedziczyłam po mojej mamie.
U męża wyglądało to inaczej – urodził się w Polsce, a wiary w Boga nauczył się głównie od dziadków, którzy aktywnie uczestniczyli w życiu Kościoła.
Kiedy wkraczaliśmy w dorosłe życie, znowu oboje poczuliśmy „przynaglenie” od Boga: mój mąż podczas służby w wojsku przez kapelana wojskowego, a ja ucząc się w Studium Zawodowym Pielęgniarskim prowadzonym przez Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek od Cierpiących w Warszawie. Obecnie jestem lekarzem specjalistą neonatologii. Bycie lekarzem to zdecydowanie coś więcej niż zwykła praca. Nocne dyżury, szkolenia, konferencje, staże, decyzje o terapii najmłodszych dzieci (noworodki od pierwszej godziny życia i wcześniaki), nierzadko kilka dób bez snu. Ale najbardziej „boli” kwestia braku czasu dla najbliższych: nocne telefony, przerywane wakacje, święta na dyżurze, opuszczone występy dzieci w szkole, pierwszy turniej sportowy… Z doświadczenia wiem, że lekarz chcący założyć szczęśliwą rodzinę, musi trafić w swoim życiu na bardzo wyrozumiałego partnera – ja miałam to szczęście!
Po chrześcijańsku
Od początku naszego małżeństwa wiedzieliśmy, że chcemy żyć po chrześcijańsku, razem z Bogiem. Na początku było nam ciężko, rodzice nie chcieli odciąć pępowiny, a my pełni zapału mieliśmy swój własny pomysł na rodzinę i życie.
Czerpaliśmy radość z życia. Nasze życie zewnętrzne kwitło, wewnętrznie jednak usychało. W środowisku, w którym mieszkaliśmy i pracowaliśmy, nigdy nie rozmawialiśmy na temat wiary, tylko pojedyncze osoby chodziły do kościoła. Pomimo że uczestniczyliśmy wspólnie w Mszach Świętych, obchodziliśmy święta kościelne, ochrzciliśmy dzieci, przystępowaliśmy do spowiedzi i Komunii, czuliśmy, że czegoś w tym wszystkim brakuje, że nie słyszymy słów Bożych skierowanych do nas.
Gdy zamieszkaliśmy na Popowicach nasz wizerunek Kościoła był inny, niż obecnie. Podczas jednej z kolęd odwiedził nas o. Kazimierz Lubowicki. Dużo opowiadał o wspólnocie rodzin „Umiłowany i Umiłowana”. Z zaciekawieniem i rosnącym entuzjazmem słuchaliśmy słów o. Kazimierza. Bardzo nas to zaintrygowało i zainteresowało, ale nie mieliśmy odwagi się zgłosić.
Udało się w 2019 roku. Na początku baliśmy się rozmodlonych ludzi, a spotkaliśmy normalne małżeństwa stwarzające przyjazną atmosferę, serdeczność i otwartość.
Z Jezusem łatwiej
Nasze życie małżeńskie nie byłoby tak piękną przygodą, gdyby nie Bóg i Jego pragnienie pomnażania miłości. Dzięki regularnym spotkaniom wspólnoty, realizacji zobowiązań, udziałowi w rekolekcjach stopniowo zmieniały się nasze relacje, a równocześnie odkrywaliśmy Boży plan dla naszego małżeństwa. Najpierw nauczyliśmy się dostrzegać, że Pan Bóg jest i działa w naszym małżeństwie. Jest naszym Panem i Zbawicielem, troszczy się o nas, chce nam pomagać i błogosławić w życiu. Zmieniła się nasza hierarchia wartości. Postawiliśmy Pana Boga na pierwszym miejscu. Nauczyliśmy się Go słuchać, czytając Pismo Święte i żyć tym słowem Bożym na co dzień. Wspólna modlitwa małżeńska pomogła nam zbliżyć się do siebie, lepiej poznać nasze uczucia i wzajemne oczekiwania, nauczyliśmy się ze sobą rozmawiać i siebie nawzajem słuchać. Dziś możemy powiedzieć, że jesteśmy szczęśliwym małżeństwem. To nie znaczy, że nie mamy problemów i trudności, ale z Jezusem łatwiej jest je rozwiązywać. Pomaga nam świadomość, że wszystko, cokolwiek się dzieje w naszym życiu, jest w Jego rękach i ma swój cel. Pragniemy być świetlanym i pociągającym przykładem dla własnych dzieci w relacjach z Bogiem. Staramy się trzymać zasady św. Augustyna: „Jeśli Bóg jest na pierwszym miejscu, to wszystko inne na właściwym”.